Brońmy naszej tożsamości

Gdyby Lidl-owski moloch faktycznie powstał w Gietrzwałdzie, to byłby to pośmiertny, ale jakże symboliczny triumf Jerzego Urbana, jednego z ojców rodzimego antypolonizmu, który zapewne ściskałby kciuki za to, by nieopodal modlących Polaków walały się tony śmieci, a w powietrzu unosił nieznośny fetor. Tego chcemy?

1 sierpnia 2017 roku doszło do rzeczy niebywałej. Otóż na instagramowym profilu napoju energetycznego Tiger pojawiła się grafika z ostentacyjnie wystawionym środkowym palcem, opatrzona skandalicznym podpisem: „1 sierpnia. Dzień Pamięci. Chrzanić to, co było. Ważne, to co będzie”. Obrazoburcza reklama szybko została usunięta, ale bezeceństwa nie dało się zamieść pod dywan, bo w internecie nic nie ginie…

Szarganie narodowych świętości spotkało się ze zrozumiałą reakcją polskiego społeczeństwa, które gremialnie pokazało, co myśli o obrażaniu swoich bohaterów i próbie wykorzystywania do celów komercyjnych (w dodatku w ordynarny sposób) wartości, będącymi fundamentem naszej tożsamości.

Wobec zapowiedzi bojkotu marki, prowokatorom nie pozostało nic innego, jak grzecznie przeprosić i posypać głowę popiołem. Firma Maspex, czyli producent energetyka, wpłaciła 500 000 zł na konto Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i niezwłocznie rozwiązała umowę z agencją reklamową J. Walter Thompson Poland Group, dotyczącą obsługi marki Tiger w mediach społecznościowych.

Wyobraźmy sobie jednak, co by było, gdybyśmy jako Polacy nie stanęli wówczas na wysokości zadania? Być może Tiger za rok poszedłby jeszcze dalej i zamieścił grafikę z żołnierzami Wermachtu, którzy po wypiciu kilku energetyków „bohatersko” rozpoczynają Rzeź Woli? Absurdalne i obrzydliwe? Oczywiście, ale do momentu powstaniu reklamy Tigera z 1 sierpnia 2017 roku, także wiele rzeczy nie mieściło nam się w głowie…

Walka z kulturą przypomina „taktykę salami” (nieprzypadkowo wymyśloną przez komunistów), polegająca na konsekwentnym stosowaniu małych, stopniowych i ciężko zauważalnych kroków, nieuchronnie jednak prowadzących do osiągnięcia zamierzonego celu, którym jest dążenie do wynarodowienia, osłabienia narodowej dumy i rozbicia chrześcijańskiego systemu wartości.

Zbudowanie w Gietrzwałdzie, w sąsiedztwie Sanktuarium Maryjnego, Centrum Dystrybucyjnego Lidl-a, połączonego z instalacją utylizacji sklepowych odpadów, byłoby ciosem wymierzonym w samo serce polskiej tradycji. Ubrany w „ekonomiczne szaty” pomysł ma osłabić nasze przywiązanie do tego, co uznajemy za wzniosłe, ważne i piękne. Pokazać, że wszystko jest na sprzedaż, łącznie z naszą tradycją, o której możemy i zdaniem niektórych zapewne powinniśmy zapomnieć. Czyżby?

„Tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworzu! Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy” – mówi w ostatniej scenie jeden z bohaterów filmu „Miś”, uświadamiając nam, że odejście o korzeni to drogą donikąd, na końcu której jest przeraźliwa pustka.

Objawienia w Gietrzwałdzie są jedynymi oficjalnie potwierdzonymi w Polsce przez Kościół Rzymskokatolicki. Gietrzwałd nierozerwalnie jest więc związany z polskością, tak jak Wawel, Jasna Góra czy Zamek Królewski w Warszawie. Nie wyrzucajmy na śmietnik dla „kilku srebrników”, którymi mami nas niemiecki koncern, naszej historii. Pokażmy, że Bóg, Honor, Ojczyzna, to dla nas coś więcej niż tylko pusty slogan. Jesteśmy dumnym europejskim narodem, który w momentach próby nie raz zaświadczył o swojej niezłomności i charakterze. Jeśli teraz ulegniemy, to już niedługo przekroczona zostanie kolejna granica. I ani się obejrzymy, jak usłyszymy, że kościoły to przeżytki, które trzeba zburzyć, bo hamują rozwój wielkich koncernów.

Gdyby Lidl-owski moloch faktycznie powstał w Gietrzwałdzie, to byłby to pośmiertny, ale jakże symboliczny triumf Jerzego Urbana, jednego z ojców rodzimego antypolonizmu, który zapewne ściskałby kciuki za to, by nieopodal modlących Polaków walały się tony śmieci, a w powietrzu unosił nieznośny fetor. Tego chcemy? Nie dajmy satysfakcji tym, którzy usilnie próbują wtłoczyć nas w małość i podłość!

Swoją drogą, proszę na chwilę zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że w sąsiedztwie Lourdes, Fatimy, Guadalupe czy któregoś z niemieckich sanktuariów maryjnych, Lidl buduje podobne centrum?

Udostępnij na Facebooku
Udostępnij na Pinterest
Udostępnij na WhatsApp
Wyślij mailem
Powiązane artykuły
Komentarze